Panowie spokojnie to z ZOMO to zły przykład, można się poczuc urażonym. Nie warto z fajnego forum robic miejsca swarów. Jubel twoje opowieści są bardzo interesujące, czytam z otwartą gębą ale wybacz abym coś o tym pisał, miałem wtedy zaledwie siedem lat. Zdaje się że Borkow i wielu czytających było jeszcze młodszych. Ja pamiętam jedynie że do mieszkania na kołłątaja wpadł mój dziadek i nie pozwolił rodzicom iśc do pracy bo mówił że strzelają koło Stoczni. Potem zamykaliśmy okna bo gaz wchodził do mieszkania. Na drugi dzień dzieciaki, które przyszły do szkoły były odprowadzane przez nauczycielkę do domów. I tyle. Więcej wspomnień mam z 1981 roku gdzie brałem aktywny udział i nawet oberwałem w ramie z rakietnicy.
Jubel nie używaj cytatów o zomo, bo gośc który kiedyś używał tych słów stracił i mój szacunek i wielu innych porządnych ludzi.
Mam nadzieje że nigdy nie dostanie się on już do władzy.
Twoje wspomnienia są rewelacyjne, widziałem jak opowiadałeś o tym w telewizji.
To że malo kto coś pisze to nie znaczy że był po drugiej stronie.
Tak, tak jubel53... Za wyjątkiem kilku z Was reszta z Grabówka codziennie hyłkiem spogląda co nowego na forum i nic nie piszą bo wszyscy jak jeden stali tam gdzie stało ZOMO.
Zmień dealera bo to co bierzesz chyba Ci nie służy.
A tak poważnie, to piszesz że zawsze piszesz to co myślisz. Może zagęść to myślenie bo takie wypowiedzi obniżają poziom dyskusji merytorycznej na forum.
Borkowie, kiedyś Twoje posty czytałem z zainteresowaniem, ale od kiedy wygoniłeś swoimi wpisami Karakuma i Okalę z Grabówka mam do Ciebie wielki żal. Były to osoby, dzięki ktorym to forum żyło codziennie. Ty swoimi tekstami spowodowałeś,że oni sie wycofali, a Ty zaglądasz tu raz na pół roku jak ktoś coś napisze, bo sam nie potrafisz wymyśleć jakiegoś wątku.Administruj tak dalej administratorze i to Ty, a nie ja to forum rozłożę. P.s.Mnie tak szybko nie wygonisz jak Karakuma i Okalę....
Ziutek flix , masz rację ten tekst z ZOMO był nie na miejscu.Przepraszam.
Nie chciałbym być kojarzony z tym, który pierwszy "walnął" ten tekst. _________________
Dołączył: Nie Paź 01, 2006 22:00 Posty: 269 Skąd: Grabówek
Wysłany: Sob Lut 05, 2011 20:59 Temat postu: Re: GRUDZIEŃ 70
Borkow, wyluzuj Jubel przeprosił, poza tym nie sądzę aby jego zamiarem było obrażanie. Spójrz na to inaczej conajmniej pół Grabówka może nie czuc się obrażone.
Wysłany: Sob Lut 05, 2011 21:14 Temat postu: Re: GRUDZIEŃ 70
ziutek flix napisał:
Borkow, wyluzuj Jubel przeprosił, poza tym nie sądzę aby jego zamiarem było obrażanie. Spójrz na to inaczej conajmniej pół Grabówka może nie czuc się obrażone.
Wysłany: Sob Lut 05, 2011 22:02 Temat postu: Re: GRUDZIEŃ 70
Ziutku -fliksie jestem Ci wdzięczny, że potrafiłeś okiełznać dwa koguty.
Nie jest moim zamiarem prowokowac kłótnie na forum. Jest ono po to, żeby pisać, dyskutować. W każdej chwili mogę przestać tu pisać, ale czy o to chodzi ? Kocham Grabówek, dzielnicę mojej młodości. Każdy może mieć swoje zdanie i jego bronić , ale nie każdy zawsze ma rację. Ja też nie zawsze jestem wśród tych ostatnich..... _________________
Dołączył: Nie Paź 01, 2006 22:00 Posty: 269 Skąd: Grabówek
Wysłany: Sob Lut 05, 2011 22:32 Temat postu: Re: GRUDZIEŃ 70
No i świetnie.
Gdy była mowa o zomowcach przypomniało mi się że mam dwóch kumpli oczywiście z Grabówka, którzy zaczynali przygodę z obecną Policją w latach osiemdziesiątych wstępując do zomo, ewentualnie do szkoły milicyjnej. Nikomu z kolegów o tym nie mówili, po prostu poszli do wojska. Dzisiaj jeden z nich jest jednym z najwyżej postawionych policjantów w Polsce, a drugi może niższy szarżą ale za to w wieku 45 lat idzie na emeryturę. Można powiedziec że obydwaj zaczynali w ówczesnym zomo. Z całym szacunkiem dla obecnej Policji, ale czasem zastanawiam się nad ironią losu. Czy warto było wierzyc w słuszne idee.
Wysłany: Sob Lut 05, 2011 22:49 Temat postu: Re: GRUDZIEŃ 70
Ja mając 14 lat obudziłem się na ojomie po tym jak idąc ul. Surmana do szkoły natknąłem się na ZOMO. Ledwo się wylizałem więc może stąd taka reakcja na tekst Jubla.
Wysłany: Sob Lut 05, 2011 23:09 Temat postu: Re: GRUDZIEŃ 70
Jeszcze raz sorry. Moim zdaniem nie wszystkich, którzy byli w ZOMO trzeba potępiać, bo nie wszyscy byli tam z własnej woli.Chociaż ja bym się zapierał rękami i nogami. _________________
Wysłany: Sob Sty 29, 2022 1:04 Temat postu: Re: GRUDZIEŃ 70
Pozwólcie , że zamieszczę tu moje wspomnienia zebrane w całość .
Jerzy Belka
WSPOMNIENIA Z WYDARZEŃ Z GRUDNIA 1970 ROKU
Zacznę od wydarzeń, które poprzedzały najtragiczniejszy dzień w historii Grabówka, dzielnicy Gdyni leżącej przy drodze wylotowej do Szczecina. Stąd mamy blisko do Skweru Kościuszki i ulicy Świętojańskiej gdzie przebiegały najważniejsze wydarzenia.
Otóż od początku grudnia trwał spis powszechny i ja, wraz z kilkunastoma innymi uczniami Technikum Chłodniczego, byłem społecznym rachmistrzem spisowym. Propozycję zostania nim składano lepszym uczniom, bo oznaczało to dłuższą przerwę w nauce. Przyjąłem ją chętnie, ponieważ chciałem się oderwać od monotonni szkolnego życia. Zaznaczam, że nie była to nagroda za przynależność do Związku Młodzieży Socjalistycznej lub innej przybudówki PZPR-u. Trzymałem się od tego z daleka tak w szkole średniej, jak i w późniejszym okresie.
Przydzielono nam rejon dzielnicy Wzgórze Nowotki – obejmował on ulicę Partyzantów, Ejsmonda i inne. Nasza komisja mieściła się niedaleko Kościoła Ojców Franciszkanów, jak dobrze pamiętam, w budynku Administracji Domów Mieszkalnych nr 4. Tam dostarczaliśmy zestawienia danych zebranych wśród okolicznych mieszkańców.
W tym czasie na terenie Śródmieścia dochodziło do manifestacji stoczniowców i pracowników innych zakładów pracy Gdyni. Czasu wolnego mieliśmy sporo, więc mieszaliśmy się z mieszkańcami i byliśmy naocznymi świadkami oraz uczestnikami demonstracji. Pracowaliśmy w tym rejonie dzięki czemu mogłem obserwować manifestację przed budynkiem Miejskiej Rady Narodowej i przemówienie z balkonu jej Przewodniczącego Mariańskiego do zebranego, wzburzonego tłumu.
Ludzie domagali się zniesienia drastycznych podwyżek cen żywności. Większe zakłady pracy strajkowały, atmosfera stawała się coraz bardziej napięta.
Uczestniczyliśmy też w powrocie stoczniowców do Stoczni ulicami Gdyni. Protest w Gdyni miał typowo pokojowy charakter. Chociaż pamiętam jak niektórzy (chyba prowokatorzy) proponowali puścić z dymem stację benzynową przy MRN. Jednak zwyciężył rozsądek i cel protestu, tzn. wspólny sprzeciw przeciwko wprowadzonym przez rząd podwyżkom.
W związku z natężeniem protestów w mieście nas rachmistrzów z dużej sali ADM nr 4 przeniesiono do małych pokoików a salę konferencyjną budynku zajęły Zmotoryzowane Oddziały Milicji Obywatelskiej z całym ekwipunkiem. Wprowadzało to nieprzyjemną atmosferę i dlatego źle się nam pracowało wśród, chodzących korytarzami, ludzi uzbrojonych w pały i tarcze.
Nadchodził dzień tragicznych wydarzeń na peronach Szybkiej Kolei Miejskiej Gdynia Stocznia i wokół nich, czyli na ulicy prowadzącej do Stoczni i na ulicy Czerwonych Kosynierów.
Zakończyliśmy już swoją pracę przy spisie powszechnym i następnego dnia mieliśmy udać się z powrotem na zajęcia do szkoły.
Mieszkałem w robotniczej dzielnicy Grabówek na ulicy Komuny Paryskiej i 17. grudnia w drodze do szkoły dołączyłem, na ulicy Kalksztajnów, do kolegów, którzy przyjechali z Gdyni. Po drodze opowiadali, co widzieli jadąc obok przystanku SKM Gdynia Stocznia. Gdy byliśmy przed budynkiem szkoły usłyszeliśmy jak z okien koledzy krzyczeli, żeby nie wchodzić, bo w szatni zabierają kurtki i nie ma już wyjścia. Nie zastanawiając się długo, zawróciliśmy i jednym z ostatnich trolejbusów dotarliśmy do miejsca tragicznych wydarzeń. Potem ulica Czerwonych Kosynierów została zablokowana i nie było przejazdu w stronę centrum miasta
To, co zobaczyliśmy dla nas, 17-latków, było szokiem. Wojsko, milicja, strzały, ranni i zabici, karetki na sygnałach, helikoptery, które zrzucały petardy i gaz łzawiący.
Najpierw byliśmy w środku wydarzeń, gdzie przy zejściu z pomostu nad torami na ulicy Czerwonych Kosynierów były tysiące ludzi.
Potem przerażeni stanęliśmy przy murowanej podstacji wysokiego napięcia oddalonej około 30 metrów od tego tłumu. Widzieliśmy między innymi próbę podpalenia przez młodych ludzi spodu pomostu wykonanego z drewnianych dech, po których poruszali się ludzie nad peronami. Chyba po to, aby odciąć drogę wojsku i milicji, gdyby chcieli się przedostać od strony Stoczni do tłumu zgromadzonego na ulicy Czerwonych Kosynierów.
Gdy tak obserwowaliśmy, co się dzieje, padł strzał i nad naszymi głowami na murze było widać ślad od kuli. KTOŚ DO NAS STRZELAŁ!!! Wtedy przeszliśmy na drugą stronę tej podstacji i wychylaliśmy się „zza winkla„ żeby nie zostać trafionym.
Czytałem kiedyś artykuł, gdzie ktoś twierdził, że strzały padały też od strony budynków po drugiej stronie ulicy Czerwonych Kosynierów. Aż nie chce się w to wierzyć, że „snajperzy” byli ulokowani w budynkach mieszkalnych. A może to jakiś zwolennik władzy posiadający broń ?
Po pewnym czasie uformował się pochód na którego czele niesiono drzwi, a na nich zabitego, młodego człowieka słynnego z piosenki o Janku Wiśniewskim, który naprawdę nazywał się Zbigniew Godlewski.
My, oczywiście, przyłączyliśmy się do tłumu. Z tego, co ja pamiętam pochód z zabitym na drzwiach ruszył spod pomostu.
Według mnie drzwi na których niesiono zabitego pochodzą z drewnianego baraku należącego do PKP znajdującego się między ostatnimi torami a ulicą Czerwonych Kosynierów. Tego baraku dziś już nie ma.
Chciałbym teraz opisać moje wspomnienia z dalszej części pochodu ulicami Gdyni. Tę atmosferę i ogromną determinację, aby donieść zwłoki młodego człowieka pod Prezydium MRN pamiętam do dzisiaj.
Bo właśnie tam z balkonu obiecano demonstrującym wcześniej tłumom interwencję u wyższych władz w sprawie postulatów.
Ludzie nie mogli zrozumieć jak władza może skierować takie siły przeciw swoim obywatelom i dlaczego kazała strzelać do robotników, których dzień wcześniej wzywała do podjęcia pracy. Pamiętam to przemówienie I Sekretarza KW PZPR Kociołka wieczorem w telewizji. Rano zaś do idących do pracy stoczniowców wojsko zaczęło strzelać. Ranni, zabici byli też na peronach i od strony ul. Czerwonych Kosynierów. DLACZEGO strzelano skoro w Gdyni demonstrowano pokojowo, nic nie zniszczono w przeciwieństwie do Gdańska. Tam rozwścieczony tłum demolował sklepy, podpalał budynki publiczne, m.in. gmach siedziby PZPR. Spory udział w tym mogli mieć też prowokatorzy.
Wraz z kolegami ze szkoły szliśmy w pochodzie, na czele którego niesiono na drzwiach ciało Zbyszka Godlewskiego.
Pochód dalej przemieszczał się ulicą 10 Lutego, a następnie Świętojańską. Z kwiaciarni przy kościele pod wezwaniem N.M.P. wzięliśmy kwiaty, które od tej pory leżały na drzwiach obok zabitego. Z kościoła N.M.P. ktoś wziął krzyż i potem przed drzwiami szła osoba go trzymająca. Napięcie było niesamowite, wszyscy maszerujący byli wściekli. A my siedemnastoletni w czołówce takiego pochodu. Podniosły nastrój udzielał się wszystkim. Do ludzi wyglądających z okien ulicy Świętojańskiej krzyczeliśmy: chodźcie z nami!, chodźcie z nami!, suche bułki dla Gomułki! i inne teksty dotyczące Kociołka, których teraz już nie pamiętam. Gazy łzawiące zrzucane z helikopterów wrzucaliśmy do klatek schodowych w kamienicach.
Gdy zbliżaliśmy się do Prezydium M.R.N. widzieliśmy tyralierę utworzoną z ZOMO-wców. Kiedy byliśmy już około 50. metrów przed Prezydium MRN ZOMO ruszyło w naszą stronę. Stanęliśmy osłupiali. Ulica Świętojańska miała w tym czasie nawierzchnię z kostki brukowej. Krzyż niesiony przez prowadzącego pochód został wciśnięty między te kostki - nie wiem jak się to udało. Ciało z drzwiami pozostawiono na ulicy a my musieliśmy się, niestety, wycofywać. Były trzy możliwości. Albo uciekać z powrotem w dół ulicy, albo na boki, w lewo przez klatki schodowe na ulicy Bema lub w prawo w stronę ulicy Władysława IV.
Ja z kolegami wybrałem ucieczkę w prawą stronę przez przejście obok starej stacji benzynowej. Gdy dostaliśmy się na ulicę Władysława IV zobaczyliśmy peron stacji SKM Wzgórze Nowotki oblepiony ZOMO-wcami. Na skróty przez tory i stojące tam wagony kolejek SKM (Szybkiej Kolei Miejskiej ) dostaliśmy się na ulicę Śląską. Stamtąd już każdy jak mógł, na własną rękę, starał się dotrzeć do swojego domu. I to się nam udało.
Mieszkałem na Grabówku, więc miałem kawałek drogi do pokonania. Nie szedłem ulicą Czerwonych Kosynierów, bo miałem w pamięci wydarzenia przy stacji Gdynia Stocznia poza tym bałem się, że tam będzie milicja wyłapywać uczestników wydarzeń. Szedłem skrajem lasu aż do ulicy Komuny Paryskiej, gdzie mieszkałem. Ochrzan, jaki dostałem od rodziców do dzisiaj pamiętam, chociaż wcale im się dziwię, bo wiedzieli, co się na mieście dzieje, a ja przecież nie wróciłem o normalnej porze ze szkoły. Ale byłem cały i zdrowy. Niestety zginął wtedy nasz szkolny kolega Staszek Sieradzan.
Na pewno miał mniej szczęścia niż my, bo po natarciu ZOMO uciekliśmy w stronę torów SKM. On pewnie wybrał ucieczkę przez klatki schodowe w stronę ulicy Bema, a tam było bardzo wielu ZOMO-wców. Staszek był wspaniałym wysportowanym chłopakiem. Z tego co wiem, to zakatowali go na słynnych „ścieżkach zdrowia;” w podziemiach Prezydium M.R.N. To tam kazano zatrzymanym biegać w szpalerze pałujących ich milicjantów .
.......a dwa lata później
Było to dokładnie dwa lata później 17.12.1972 roku. U kolegi z klasy, który mieszkał w kamienicy przy ulicy Władysława IV obok Domu Partii (obecnie siedziba ZUS) we czwórkę redagowaliśmy gazetkę szkolną. W tym czasie ktoś, w rocznicę wydarzeń grudniowych, wybił szyby w Domu Partii. My krótko przed tym faktem byliśmy na podwórku na papierosku. Stamtąd właśnie ktoś rzucił kamieniem. Wkrótce potem milicjanci pukali do drzwi i pytali czy przebywa tu ktoś oprócz mieszkańców. Kumpla mama odpowiedziała, że nie. Dobrze, że nie weszli do środka. Jednak, kiedy wychodziliśmy z mieszkania kolegi otoczyli nas funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa, wcisnęli do auta zwanego "suką" i zawieźli na ulicę Portową, gdzie do dzisiaj mieści się Komenda Miejska Policji. Tam przesłuchiwano każdego z osobna. Pytali, czy coś słyszeliśmy, odpowiedzieliśmy, że nie. Czy byliśmy na podwórku – odpowiedź nasza też brzmiała przecząco. Wcześniej jakoś udało nam się to uzgodnić bo pozwolili być razem na korytarzu. Tam zaś zrobiło się trochę wesoło jak przywieźli gdyńskie „mewki„. To takie dziewczyny, które lubiły marynarzy, a oni – je, czyli tzw. lekkie obyczaje.
Nie pozwolili nam zadzwonić do rodziców, żeby się nie martwili. Około 5.00 rano nas wypuścili i z pewnymi kłopotami dotarłem do domu. Matka myślała, że zostałem u kumpla na noc. Z przerażeniem słuchała gdy opowiadałem, co nas spotkało. Na drugi dzień zostaliśmy wezwani do złożenia odcisków palców i zrobiono nam zdjęcia. Jak ktoś kiedyś będzie "kopał" w archiwum to mnie tam pewnie znajdzie.
Obejrzałem film " Czarny czwartek " i to jest całkiem coś innego niż to w czym ja wtedy brałem udział idąc aż do samego Prezydium MRN, gdzie po pozostawieniu zwłok na bruku każdy uciekał, żeby nie dostać się w łapy ZOMO-wców.
Co się wtedy wydarzyło opisałem powyżej - widzę to do dzisiaj i pamiętam.
Gdy zbliżają się rocznice tych dni bardzo intensywnie wraca do mnie widok protestujących ludzi, strzały, ranni, kordony milicji i ZOMO, pochód ze zwłokami na drzwiach.
W jedną z rocznic przy wspominanym pomoście nagrano ze mną wywiad a potem emitowano w TVN reportaż o wydarzeniach w Gdyni i Gdańsku. Wśród wspomnień innych uczestników były także moje. Żałuję, że tylko tyle udało się wtedy opowiedzieć.
Często wymieniany był tu pomost nad torami. To właśnie wokół niego najwięcej tego dnia się działo. To na nim i w jego pobliżu padali zabici i ranni. Dlatego on taki znany wśród mieszkańców Gdyni. I dlatego w jego pobliżu jest Pomnik Poległych Stoczniowców, gdzie co roku odbywają się uroczystości upamiętniające tamte dni.
17GRUDZIEŃ 1970 - MORD NA GDYŃSKICH ROBOTNIKACH
13 GRUDZIEŃ 1981- STAN WOJENNY
W obu tych wydarzeniach uczestniczyłem aktywnie. Te daty ukształtowały moje poglądy polityczne. Ten dar nie będzie mi dany drugi raz, ale nie chciałbym też żeby moje dzieci musiały oglądać to, co ja wtedy widziałem.
KOCHAJCIE WOLNĄ POLSKĘ, KTÓREJ MY NIE MIELIŚMY.
CIESZCIE SIĘ, ŻE TO DLA WAS JĄ WYWALCZYLIŚMY...
BROŃCIE TEJ WOLNOŚCI, GDYBY KTOKOLWIEK CHCIAŁ WAM JĄ ZABRAĆ !!!!!!!
Byłem tam, bo tak zrządził los. Nie czuję się jakimś bohaterem. Moje oczy widziały ogromną tragedię, widziały młodych ludzi rannych, zabitych. Widziały płaczące kobiety na chodnikach ulicy Świętojańskiej i zdejmujących, na widok pochodu ze zmarłym, nakrycia głowy mężczyzn. Wierzcie mi, że nawet gdybyście chcieli zawrócić, to wasze nogi i tak by prowadziły was aż do Prezydium MRN.
Teraz mam żonę, czwórkę dzieci i mogę wspominać te tragiczne dni, a przecież mogło być inaczej...
Wielki szacunek dla tych, którzy wtedy oddali życie. Cieszę się, że nie zginąłem, żyję i mogłem to opisać.
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
Portal www.MojeOsiedle.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi
zamieszczanych przez użytkowników serwisu. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo
lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną
lub cywilną.